kwiecień 2022

kwiecień 2022

22.04.2022

Tajemnice z muzealnej półki w podróży. Uniwersytet Warszawski. Międzynarodowa Konferencja Naukowa Stowarzyszenia Muzeów Uczelnianych Dziedzictwo akademickie dla przyszłości nauki. Konferencja organizowana przez Stowarzyszenie Muzeów Uczelnianych, jej współorganizatorem jest Muzeum GUMed. Rektor naszego Uniwersytetu prof. Marcin Gruchała objął ją patronatem honorowym. Ponad 2 lata temu, u progu 2020 r. świat wydawał się tak przewidywalnym, ułożonym. Dla niektórych był niemal nudny. Wybuch pandemii wytrącił nas z tego błogiego beztroskiego snu. Drżeliśmy o zdrowie. Przerażenie, a na pewno obawy, ukryliśmy pod maskami. Dziś lęki związane z pandemią mają inny wymiar. Wojna tak blisko po raz kolejny zmieniła sposób postrzegania świata.

Po raz pierwszy od 2 lat spotykamy się w jednym miejscu. Goście z Polski i zagranicy. Nie wszyscy mogli przylecieć do Warszawy z powodu ograniczeń w ruchu lotniczym. Podróż z Indii trwałaby wiele godzin i była nad wyraz męczącą. Tym bardziej cieszymy się, mogąc być razem. Niemal jak dzieci, którym po kilku dniach słotnej pogody pozwolono wreszcie wybiec na podwórko (to porównanie mojego pokolenia, nasze dzieci prawie tego nie znają! Smutny znak czasu…). Spotkania online są dobrodziejstwem, umożliwiają kontakt i rozmowę, a odległości pomiędzy jej uczestnikami stają się zaniedbywalne. Liczy się tylko moc i stabilność łącza. Nic jednak nie może równać się spotkaniu, poczuciu wspólnoty, jakie ono wywołuje. Było to szczególnie odczuwalne, kiedy trzeciego dnia obrad występowały nasze Koleżanki z Ukrainy. Oksana Hodovanska, Viktoriia Ivashchenko i Switlana Muravska reprezentowały uczelnie Lwowa i Charkowa. Przedstawiały prace muzeów uczelnianych, ale nie mogły nie wspomnieć o tragediach ludzkich, zniszczeniach i utracie bezcennego dziedzictwa uniwersyteckiego. Słuchaliśmy w milczeniu. Na ekranie pokazującym twarze prowadzących sesje bez trudu dostrzec można było wcale nie ukradkowe ocieranie łez wzruszenia.

Uzmysłowiliśmy sobie, że naszym priorytetem nie są wystawy lub publikacje. Nadszedł czas archiwizowania i sporządzania możliwie kompletnych i precyzyjnych zestawień tego co znajduje się w naszych zbiorach. Muzeów oraz w kolekcjach rozproszonych pośród licznych wydziałów, katedr, klinik, zakładów. Pasja kolekcjonerska naukowców jest doskonale znana. Przez lata w szafach i na półkach rosną zbiory. Ich obszerność i rozmaitość niezmiennie robią wrażenie. Od wypchanych kolibrów, przez kalkulatory, suwaki logarytmiczne, po stare komputery, urządzenia pomiarowe, kolekcje wizytówek zjazdowych po…

Te chaotyczne na pozór zbiory, zazwyczaj nie opisane i nie uwiecznione na zdjęciach to ogromne źródło informacji na temat rozwoju nauki, historii uczelni. To również niewyczerpane źródło opowieści o ludziach. Ich pracy i pasji. Mozolnym odkrywaniu praw natury lub ich interpretowaniu.

świca_rozpis_02_(1).jpg
























Historia medycyny obfituje w wydarzenia przełomowe, o kardynalnym dla niej znaczeniu. Jednym z nich było rozpoczęcie ery bezbolesnych zabiegów chirurgicznych. Przez stulecia wydawało się, że nie znajdziemy sposobu na oszczędzenie choremu cierpienia podczas operacji. Gdy w połowie XIX w. marzenie chirurgów i chorych się ziściło, medycyna wkroczyła na nowe dla siebie terytoria. O podróży przez nie napisano tysiące artykułów i książek, również na łamach Tajemnic z muzealnej półki. Wracam do znieczulenia eterowego jako bardzo ważnego etapu rozwoju anestezjologii i chirurgii, jako jednego z wielu przykładów historii opowiedzianej niepozornymi artefaktami. Łatwymi do zapomnienia, delikatnymi i ulegającymi zniszczeniu.

W latach pięćdziesiątych XX w. znieczulenie eterowe było wciąż bardzo rozpowszechnione, często przeprowadzano je metodą kapaną na maskę lub w sposób bardziej wyrafinowany za pomocą maski Ombredanne’a. Anestezjologia jako odrębna specjalność dopiero stawiała pierwsze kroki. Obok niewielkiej grupy lekarzy skupiających się na zadawaniu narkozy, jak wówczas mawiano, obowiązki te spadały najczęściej na barki najmłodszych spośród chirurgów. W poszczególnych klinikach i oddziałach zabiegowych panowała niepisana zasada: trzy narkozy na jedno znieczulenie. Proporcje były różne i zmienne, ale zasada niemal stała. Dr Jerzy Karcz, wspominał, że znieczulanie nie było lubiane przez adeptów chirurgii, uważane nawet za stratę czasu i okazji do szkolenia chirurgicznego. Na dodatek ubranie, a przede wszystkim skóra i włosy przechodziły nieprzyjemnym zapachem. Tylko w zatłoczonych tramwajach lub autobusach w porze powrotu do domu robiło się luźniej. Nikt nie miał ochoty stać blisko pachnącego eterem współpasażera…

świca_rozpis_02_(2).jpg
























Tę krótka opowieść ilustrują trzy zdjęcia. Dwa pierwsze przedstawiają rozpis operacyjny z października 1952 r. Warto zwrócić uwagi na kilka szczegółów. Ostatnia z rubryk zatytułowana jest Narkoza i narkotyzer. Zatem nie znieczulenie i anestezjolog. Sam wyraz narkotyzer już dawno wyszedł z powszechnego użycia i zapewne kojarzy się z innymi niemedycznymi zastosowaniami narkotyków, zresztą niesłusznie, bowiem Słownik Języka Polskiego PWN jednoznacznie wyjaśnia znaczenie tego słowa. Proszę też zwrócić uwagę na nazwiska narkotyzerów: Stanisław Świca, Zdzisław Wajda. To chirurdzy, na moment – o którym zapewne nie marzyli – zmieniający miejsce przy stole operacyjnym. Opisy chorób i rodzaj zabiegu po łacinie a wszystko pisane odręcznie. Oba dokumenty znalezione zostały w budynku Starej Anatomii przed remontem w 2006 r. W jaki sposób tam się znalazły? To tajemnica tego budynku, tak ważnego dla naszej historii. Po latach rozpoznane zostało pismo autora rozpisów Stanisława Świcy. I tak mamy historię w historii wewnątrz historii. Niemal w Diunie Franka Herberta. Białe pola dodałem podczas edycji zdjęć, by choć trochę zasadom ochrony prywatności stało się zadość.

CCI24042022_0001.jpg
























Ostatnia ilustracja to kolejny fragment rodzinnych wspomnień. Przeglądając pamiątki ukryte w kartonach, teczkach, odnajduję perełki. Jedną z nich jest kartka, odbitka fotograficzna wielkości nieco większej od karty bankomatowej zwierająca zasady znieczulenia eterowego. W osobnej przegródce w portfelu nosił ją mój Tato. Miał tam pisane również ręką Babci recepty na leki robione. Magiczne maści, proszki i krople. Zastanawiałem się, kiedy ta ściąga z eteru znalazła się w posiadaniu Taty. Czy jesienią 1972 r., gdy wypłynął jako lekarz na statku handlowym do Japonii, czy może później, gdy pracował w Afryce? Nie zdążyłem zapytać. Nie wiem czy kiedykolwiek musiał z tej pomocy korzystać. Pozostanie to prawdopodobnie nieodkrytą tajemnicą. Tym niemniej te wrażliwe na zniszczenie, brak troski dokumenty przynoszą wiele informacji na temat medycyny w drugiej połowie XX w. Podobne informacje przechowujmy dziś w telefonach, na dyskach coraz mniejszych tabletów. Za chwilę i one staną się zabytkami. Jak eter jest już historycznym środkiem znieczulającym. O ile naukowcy nie odkryją nowych jego właściwości i nie znajdą nowych zastosowań. A przecież historia zna takie przypadki.

p<>. Dziś musimy z największą troską obchodzić z tradycją i dziedzictwem GUMed i historią medycyny. By móc opowiedzieć o nich dzieciom i by mogły przetrwać zawieruchy dziejów.